sobota, 27 września 2014

♣ Guinevere ~ Rozdział 10. (część 2.)

XGwen wpatrywała się w czujny sojusz. "No tak, Simon, jak i ja, bucha intelektem. Nie sposób go oszukać..." Dziewczyna cały czas myślała, jak wyjść z opresji. Jej plan nie do końca wypalił. Wydawałoby się, że plan, choć spontanicznie i szybko wymyślony nie miał żadnej luki, bez której nie miał by prawa bytu. A jednak, diabeł tkwi w szczegółach...
- Co teraz? - usłyszała w swojej głowie głos Alice.
- To gra na śmierć i życie. Musimy walczyć. - odpowiedziała Gwen w głowie przyjaciółki. - Jakim cudem do mnie mówisz, a ja chyba do ciebie?
- Dawne łącza druidów. Nie czas na wyjaśnienia! - skarciła szybko dziewczynę.
Gwen odwróciła głowę do tyłu i spojrzała na twarze Roberta i Diane. Odwróciła się z powrotem, zamknęła oczy pobierając głęboki wdech wilgotnego powietrza i złapała za patyk. Przymrużyła oczy i odsunęła głowę, jak gdyby miała rozbrajać bombę. Po chwili silnie złamała patyk , który oddał głośny dźwięk.
- Słyszeliście? - szepnął Simon.
- Tak, słyszeliśmy. - odpowiedziała Ignes uradowana.
Simon machnął ręką na gest, że jego sojusznicy mają za nim iść. Delikatnie, na palcach, podążali ku zaroślom, za którymi ukrywała się Gwen i jej przyjaciele. Dziewczyna skryła się bardziej co uczynili również jej towarzysze. Simon, Agatha, Ignes oraz Jacob uważnie przekroczyli ścianę zarośli. W tym momencie Gwen wskoczyła na Ignes stojącą tuż obok. Alice zajęła się Jacobem, Diane Agathą, a Robert Simonem.
To była rzeźnia wprost nie do opisania. Początkowo walczyli bez żadnych broni. Alice powaliła Jacoba na ziemię i zadała mu xśmiertelny cios nożem wprost pod serce. Szybko uświadomiła sobie, że na tych Igrzyskach miała "zginąć"... Gdy chłopak na ostatnich dychach wyciągnął nóż z siebie Alice nie uciekła. Nie zaczęła unikać śmierci. W razie czego zrobiła tylko odpowiednią minę do sytuacji i z pewnością czekała na cios. Padła na ziemię tuż obok udając martwą.
- ALICE!!! - krzyknęła Gwen. Była świadoma tego, że przyjaciółka żyje. Wychowywała się wśród wampirzyc i była przyzwyczajona do tego, że tak po prostu nie da się ich zabić. Krzyknęła, bo była też świadoma przeszłości. Pamiętała, jak Alice opracowywała plan swojej śmierci, by raz na zawsze uciec z Panem. Opracowywała go z taką dokładnością, by nikt nie mógł roić głupich teorii na przeżycie- by nikt nie mógł wywęszyć spisku. Gwen wiedziała o innych planach Alice, jednak była też świadoma tego, że teraz wykorzystała okazję- okazję do tego, by Gwen nie musiała cierpieć przez czyny, które jednak mimo nieszkodliwości dla wampirzycy były dość drastyczne i okrutne.
Gwen chciała teraz pokazać swoją wściekłość. Swoją zemstę za zabójstwo przyjaciółki. Nadal biła się z Ignes. Połamała dziewczynie szczękę. Teraz chciała ją zgłuszyć, by potem spektakularnie zabić. I tak musiała popełnić zbrodnie, jednak chciała zrobić to tak, by pokazać Panem, że dwunastolatka może bez żadnych cudów i podstępów wygrać Igrzyska. By całe Panem nie było w żadnym stopniu zaskoczone tym, że triumfatorem jest dwunastolatka.
Gwen rozłożyła dłoń na twarzy Ignes i z całej siły walnęła jej głową o drzewo. Takie uderzenie spowodowało, że funkcje myślowe przestały działać. Jeśli mózg nie działa, to znaczy, że nie bolało, ale jest się też nie do końca przytomnym. "Mogłabym walnąć lżej, ale wtedy wyrządziłabym jej większą krzywdę. Tak jest wręcz nieprzytomna- nie czuje bólu, nie czuje sama siebie..." myślała. Gwen zza paska wyjęła nóż. Zamachnęła się przecinając tchawicę i robiąc piruet. Będąc znów twarzą w twarz z Ignes wbiła jej nóż tuż pod sercem. Dziewczyna opadła na ziemię. "Ważne, że nie zadałaś cierpienia..." usłyszała  umyśle. Gwen zauważyła, że Diane i Agatha leżą ranne na ziemi. Robert i Simon Nadal walczyli. Nie miała wyboru- rozłożyła swą mentalną tarczę zakłócając pracę kamer. Rozdzieliła chłopaków rażąc ich prądem. W tej chwili była jedyna osobą stojącą zdrowo na nogach.
- Alice, weź ich wszystkich ze sobą, gdy odejdę.
- Co z tymi dwojga? - zapytała wampirzyca przysiadając na trawie.
- Ich też weźmiesz...
- Ty chyba zwariowałaś! - oburzyła się Alice wstając gwałtownie i chodząc nerwowo.
- Nie, nie zwariowałam. Każdy ma prawo żyć! To nie ich wina, że tu są i że chcieli nas zabić. Walczyli o przetrwanie tak samo jak my. To Kapitol chce mordować- my musimy to tylko robić, by przeżyć.
- A co, ich też zakopią żywcem?! Pomyślałaś o tym?
- Tak. Zmieniam plany. Pozostawię tu swoją tarczę. W końcu to ma wyglądać na usterkę, a nie na jakieś dziwne zaniki fal odbiorczych w miejscach, w których przebywa Guinevere Halliwell. Ty przeniesiesz ich do Hogsmeade, do Aberfortha. U Rosmerty jest zbyt otwarcie. Tam jest spokojniej i bardziej w konspiracji.
- A pomyślałaś o tym, co pomyślą obywatele Panem? Co pomyślą gdy nie zobaczą ciał?
- Do końca Igrzysk nie dam im podglądu na to miejsce. Tylko ja będę wiedziała co tam się stało. Chcą mieć wszystko na wizji, dlatego muszą wypędzić stąd wszystkie żywe dusze. W tym celu wyślą coś, co naprowadzać będzie się samo. Nie mają podglądu, więc ciężko miotać ogniem i innymi rzeczami natury. Z pewne to będą te zawszone kundle. One rozdrabniają ciała na wiór. Zajmą się Ignes i Jacobem, a będzie wyglądało tak, jakby zajęli się wami wszystkimi. Ja ucieknę. W popłochu i przerażeniu. Mogę spokojnie zostać aktorką w przyszłości.
- Plan wspaniały, lecz z jedną luką. Nie dam rady ich wszystkich zabrać. Za dużo ludności.
W tym momencie usłyszeli szczekanie psów. Coraz głośniejsze.
- Gwen, ja nie dam rady! - krzyknęła Alice.
- Weź dziewczyny ja teleportuję się z Simonem. - zaproponował Robert.
- Ale przecież ty nie wiesz gdzie i w dodatku teleportować się trzeba umieć.
- Dam sobie radę. - powiedział. - Lepiej spróbować, niż czekać na pewną śmierć.
- Gwen, teleportuj się z nami. Nie wiem o co chodzi, ale czuję, że mówicie poważnie. Jak idzie uciec to korzystaj! Pomyślą, że ty też zostałaś pożarta przez te bydlęcia! - wydusił z siebie Simon resztkami sił.
- Nie. - odpowiedziała stanowczo. - Muszę doprowadzić tą grę do końca.
- Niech los ci sprzyja. - szepnął chłopak.
Szczekanie było coraz głośniejsze.
- No już! - popędziła Gwen. - Robert! - spojrzeli sobie w oczy i nastała dwu-sekundowa cisza. Dla Gwen i Roberta była wręcz wiecznością. - Myśl o Świńskim Łbie. O magicznej wiosce pełnej czarodziei. Bądź pewien swoich możliwości. Uwierz, że potrafisz to, czego nigdy nie robiłeś.
Alice i dziewczyny zniknęły pierwsze. Robert położył dłoń Simona na swoim przedramieniu i zniknął. Gwen miała nadzieję, że udało mu się deportować w Hogsmeade. Przy Świńskim Łbie. Cały i zdrów. Razem z Simonem. Całym  Simonem. "Nie mogli się rozczepić. Udało mus się. Na pewno..."
Gdy ujrzała pierwsze psie mordy ruszyła do ucieczki sztucznie lecz przekonująco przestraszona. Nie chciała biec szybko. Nie mogła. Nikt nie mógł ujrzeć tego, że nieprzeciętnie biega. Tak bardzo nieprzeciętnie. Biegnąc nieco szybciej niż normalny człowiek, a równie szybko jak człowiek urodzony do bycia sprinterem, psy okazały się jednak nieco szybsze. Dwa wielkie cielska powaliły Gwen na ziemie. Od razu zaczęły ją zjadać. Żywcem- bez uśmiercenia ofiary. Gwen myślała, że nie boli- myliła się. Bolało bardzo. "Skąd ten ból. Nigdy nie bolało. Nic co powinno nigdy nie bolało. Dlaczego boli?" myślała. Zebrała resztki sił i wysunęła się spod potworów. Była obolała. Użyła swojego nadzwyczajnego biegu, bo w tej sytuacji był on równie szybki jak bieg przeciętnego człowieka. Ale zdrowego. "Ja głupia! Cała pogryziona nie mogę biegać normalnie!"- zwolniła. Zdążyła wspiąć się na drzewo. Z plecaka wyjęła linę i przywiązała się do gałęzi, by nie obsunąć się z niej. Wyczuła strzykawkę morfaliny.Wstrzyknęła sobie substancje w okolice ran. Miała ochotę zakłócić pracę kamer. Miała ochotę na wyleczenie się magią. Miała jednak poczucie, że nie może tego zrobić. Nie miała tyle siły, aby wydobyć z siebie swą tarczę. Nie mogła też pokazać, że jej rany nadzwyczajnie się leczą. Musiała cierpieć...
Nagle na niebie wyświetlono projekcję; pokazano wszystkich poległych trybutów do tej pory. W projekcji ujrzała twarze ludzi, którzy tak naprawdę żyją. Chciała się uśmiechnąć drwiąco i szczęśliwie, ale nie mogła- była obserwowana przez 99% żywych obywateli Panem. W środku jednak buzowało szczęście- delikatne i kojące ból. Była nie tylko szczęśliwa, bo przeżyli jej przyjaciele, ona i para wrogów. Nie była szczęśliwa tylko dlatego, że przeżyła starcie z potworami. Nie była szczęśliwa tylko dlatego, że te Igrzyska będą miały ogromną liczbę triumfatorów, bo każdy kto przeżyje jest zwycięzcą, a nagrodą główną jest życie. Była szczęśliwa, bo przechytrzyła Kapitol. Przechytrzyła rzeszę ludzi wykształconych i inteligentnych. Przechytrzyła całe Panem, a obywatele nieświadomie poddali się jej manipulacji.
- Gratulujemy! - odezwał się głos kilka sekund po zakończeniu projekcji. Gwen prawie spadła z drzewa z przestraszenia, ale uratowała ją lina. - Dotarliście naprawdę daleko. Całe Panem jest pod wrażeniem waszych możliwości i determinacji. O świcie Róg Obfitości spełni swe powinności nazewnicze. Będziecie mogli znaleźć tam to, czego szukacie. Niech los wam sprzyja.
Rozległ się dźwięk jakby wyłączanego telewizora. Nastała cisza, którą zakłócał powiew wiatru.
- "Znajdziecie to, czego szukacie..." - powiedziała powtarzając po swojemu słowa głosu. - Jest nas dwóch więc myślą, że szukamy przeciwnika, bo to nam da zwycięstwo. Jeśli obydwoje przyjdziemy tam z nadzieją, że będzie tam też i nasz wróg, to wreszcie spotkamy się i stoczymy ostateczną bitwę. Oni po prostu chcą abyśmy skończyli tegoroczną bitwę. To moja bitwa!
Zaczęła nerwowo rozplątywać linę, schowała ją do plecaka, którego ponownie zarzuciła na plecy. Zeskoczyła z drzewa bezpiecznie na nogi. Pojawił się wielki ból. "To mózg jest odpowiedzialny za ból, szczęście i inne bodźce. To ty jednak jesteś jego Panem." pomyślała.
- Nic mnie nie boli. To tylko mój głupi mózg każe moim nogom sprawiać mi cierpienie. Ale ja cie nie słucham... - zaczęła biec. Co chwila potykała się o kamienie, ale biegnąć pod górę było to normalne, ale też i szybko wstawała ze względu na stromość ściany po której biegła. Była późna noc gdy dotarła do Rogu Obfitości.
- No tak! - zatrzymała się i zrobiła wyraz, jakby ją olśniło. - Wspominali o świcie, ale każde z nas wpadło zapewne na pomysł aby udać się tu natychmiast. Taka prowokacja...
Ruszyła dalej. Gdy dobiegła na szczyt od razu rzucił się na nią siedemnastoletni osiłek. Odepchnęła go silnie i odwróciła się plecami. Z jego perspektywy wyglądała jak mała dziewczynka, która kuli się w strachu przed burzą. W rzeczywistości jednak wyciągała sztylet; gdy chłopak się na nią ponownie rzucił ona refleksyjnie obróciła się do niego i chłopak nadział się na sztylet.
- Triumfatorem 59. Głodowych Igrzysk zostaje dwunastoletnia Guinevere Halliwell z dystryktu dziesiątego!

*
- Jak czułaś się wyjeżdżając pierwszy raz na arenę?
- Czułam niepokój i strach. Tak, bałam się nieznanego.
- A później?
- Później? Później walczyłam- nie tyle z wrogami i przeciwnościami losu, ale największą batalie stoczyłam z samą sobą.
- Tek Igrzyska były klęską z perspektywy technicznej. Powiedz- co się stało w gąszczu drzew, gdy twój sojusz i sojusz dystryktów pierwszego i drugiego spotkały się?
- Rzeźnia. - rozpłakała się. "JA POTRAFIĘ PŁAKAĆ!!! I TO SZTUCZNIE!" krzyczała w duchu. - Nikt z nich... - załamała głos i zaczęła płakać. Czuła się, jak gdyby mówiła o prawdziwym wydarzeniu- o autentycznej śmierci bliskich. - Dziękuję w szczególności Simonowi. Niby był mi wrogi, jednak w obliczu wspólnego niebezpieczeństwa... - ponownie się załamała. - W obliczu wspólnego niebezpieczeństwa uratował mnie. Mógł przeżyć, mógł wygrać. Wolał się poświęcić dla wroga...

*
Przez wiele dni Gwen podróżowała po Panem w ramach swojego Tournee. Przez ponad trzy miesiące nie wracała do Hogwartu. Kapitol i cała społeczność Panem miała na nią oko- nie tyle strzegli jej co uważali ją za celebrytę.

~*~*~*~
Dziękuję wszystkim za cierpliwe oczekiwanie końca drugiej, ostatniej części dziesiątego rozdziału. Dedykuję go Ginny Malfoy, gdyż jest moją najstalszą psychofanką <3>
Teraz będę dodawać posty rzadziej iż:
  • wena zawodzi,
  • brak czasu,
  • słaby dostęp do urządzeń elektronicznych,
  • dużo nauki,
  • brak matki w domu i przejęcie jej obowiązków,
  • mieszkanie na wsi,
Wiem, że narzekam, ale nic na to nie poradzę.

Pozdrawiam,
GL

2 komentarze:

  1. #RóżoweCiasteczka
    Muszę przyznać, że twoje opowiadanie jest bardzo... Oryginalne. Widać, że masz mnóstwo pomysłów i piszesz naprawdę dobrze, tylko szkoda, że tak wszystko pomieszałaś. Ja się trochę gubiłam w tym opowiadaniu i czułam się skołowana przez nadmiar informacji. Myślę, że gdyby Gwen miała tylko jedną wyjątkową cechę, a całe opowiadanie mniej wątków byłoby ciekawiej. ;)
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Trafiłam tu dzięki akcji Różowe Ciasteczka: http://facebook.com/rozowe.ciasteczka <--- zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię :3 Na początku Gwen jest górą lodową dla naszego umysłu płynącego po morzu wyobraźni. Jednak klimat zaczyna się zmieniać, a góra lodowa topnieć. Jeśli zostałabyś dłużej z moim opowiadaniem gwarantuje, że sztorm się uspokoi i Twoje myśli wpadłyby w spokojne dryfowanie.

      Usuń