The Silent Guardian

The Silent Guardian

piątek, 28 listopada 2014

♣ Guinevere ~ Rozdział 12.

Gwen codziennie odwiedzała zdrowiejącą powoli Diane. Dziewczyna była słaba, jednak dawała z siebie wszystkie siły, by wyzdrowieć. Wracała do siebie bardzo delikatnie. Gwen cierpliwie zajmowała się przyjaciółką. Czuła, że to jej obowiązek. Czuła się winna...
*
W Hogwarcie wszyscy budzili podziw dla Gwen, że pozostawiła naukę dla dziadka. Wiadomo, że jej dziadek był ważniejszy, lecz nauka w Hogwarcie to ciężka praca, którą nieustalona przerwa może zaprzepaścić.
Nieliczne osoby w szkole wiedziały, co tak naprawdę robiła Gwen.
- Cieszę się, że żyjesz.
Oliver był pierwszą osobą z przyjaciół, która obdarzyła ją ciepłem po jej przygodach. Jest dla niej kimś więcej niż przyjacielem...
- A ja, że już wróciłam i że cię widzę. Jak puchar quidditcha? - zapytała.
- Czym ty się przejmujesz?! - oburzył się żartobliwie. - Moja kochana Gwen, masz inne zmartwienia. Jeśli nie chcesz, to nie mów. Jednak gdybyś chciała, to wylej to z siebie.
- Niedługo to zrobię. - odpowiedziała załamanym głosem. - Ale daj pozbierać mi siły, by podnieść to ciężkie wiadro wody i wtedy to wyleję. Poczekaj.
- Poczekam. - wtuliła się w jego tors, a on swój policzek w jej kruczoczarnych włosach. - Zaczekam tak długo, jak będziesz chciała.
Oliver był pierwszą, ale i jedyną osobą z grona przyjaciół, jaka obdarzyła ją ciepłem. Dziewczyna wyżaliła się Aberforthowi przy ciepłej herbacie.
- Tylko Oliver przy mnie został... Reszta mnie unika. Nie wiem czemu...
- Niedługo wszystko powinno dojść do normy. Widziałem jak Robert dyskutował z młodym Diggorym. Pewnie przekonywał go do tego, że jesteś taka sama jak wcześniej...
Gwen czuła, że rozmowa chłopaków mogła mieć odwrotne skutki niż myślał Dumbledore...
*
Diane dochodziła do formy. Problemem był kto inny... a raczej inni. Simon i Robert zachowywali dystans do siebie, ale na neutralnych warunkach. Ich rozmowy były oschłe, a zachowania względem siebie nijakie.
- Cześć Gwen. - przytulił ją na powitanie Simon. Odkąd mieszka w Hogsmeade, a emocje po Igrzyskach opadły, chłopak zrozumiał, że Gwen go uratowała. Gwen jest jego cichym strażnikiem i za to ją lubi...
- Cześć Simon. Jak się czujesz? - zapytała spoglądając na jego zaszytą nogę.
- Jeszcze kuleję, ale daję radę. - posłał jej słodki uśmiech. Dziewczyna klepnęła go lekko w czoło uśmiechając się szeroko.
- Gwen! - krzyknął Robert, wręcz rzucając się na dziewczynę i tuląc ją mocno. - Jak Hogwart.
- Jest dobrze. - rzuciła ze sztuczną radością. - Tylko odkąd jestem tylko Oliver ma dla mnie czas. Nawet Ced mnie unika...
- Przykro mi. - mrukną smutnie Rob.
- Ci jest smutno? - mruknęła. - Wiem, że spotkałeś się z nim w Hogsmeade. Aberforth powiedział mi wczoraj. Co mu nagadałeś tamtego dnia? - mówiła coraz głośniej i nerwowo.
- Nic. Przysięgam!
- Ta, jasne. Nic, zupełnie nic. Spotkaliście się by popatrzeć na siebie. - powiedziała z ironią spoglądając na chłopaka spode łba.
- Nic nie mówiłem, przysięgam. - zarzekał się. - Muszę już iść. - rzucił biegnąc do chaty. Aberforth stał w drzwiach, zapewne prosząc go do pomocy w pubie.
- No jasne, nie ma to jak uciekać przed problemami, które robi się specjalnie.
- Jeśli mogę się wtrącić - zaczął niepewnie Simon. - to powinnaś najpierw dowiedzieć się od Cedrica co mu nagadał Rob. Bo jeśli to on coś przeskrobał, to na pewno nie powie ci prawdy.
- Ale powiedział mu coś takiego, że Ced nie chce ze mną rozmawiać. Co gorsza nawet przyjaciele się ode mnie odwrócili.
- Ale ten Oliver, czy jak mu tam, nadal pozostał przy tobie. Może mu uda się coś dowiedzieć. Możliwe, że wie o wszystkim, bo przecież jak inni przyjaciele się od ciebie odsunęli, bo o czymś się dowiedzieli to jest nieprawdopodobnym, że i Oliver nie usłyszał tej plotki, która cię rujnuje.
- Powiedziałby mi.
- Zapytaj się go. Może po prostu nie zauważył sensu mówienia ci o tej sprawie. Jeśli naprawdę nie wie, to będzie w stanie dla ciebie się dowiedzieć.
- Dziękuję. - Gwen wtuliła się w Simona.
Jesienny wiatr mroził policzki dziewczyny, które delikatnie ocierała o szorstki sweter kolegi. Teraz i czuję zimno- pomyślała.
*
- Ced! - krzyknęła następnego dnia na korytarzu. - Czekaj!
Chłopak szedł dalej, jak gdyby przyspieszając. Gwen zaczęła truchtać ku niemu, stając przed nim. Zatrzymała się, a on wraz z nią.
- Nie wiem, co ci naopowiadał Rob tamtego dnia. - zaczęła nie dając sobie wejść w słowo. - W ogóle gdyby nie Aberforth, to do tej pory zadawałabym sobie pytanie co JA takiego zrobiłam. Nie musisz mi wybaczać, choć nie wiem jeszcze czego. Jeśli uważasz, że usłyszałeś wtedy prawdę, to nie moja sprawa, ale chciałabym wiedzieć: Co cię ode mnie oddaliło?
- Wiesz, żałosna jesteś mówiąc, że kłamał. Chociaż uważałabyś na słowa, mówiąc o nim do mnie. Ty mówisz do niego Rob, a on do ciebie jak? Guinnie? Gui? - krzyczał szorstko.
- O czym ty mówisz?! Jakie Gui? Mówi do mnie Gwen, jakbyś chciał wiedzieć- tak jak wszyscy!
- Czyli ty go kochasz bardziej niż on ciebie? Jak tak, to życzę wam szczęścia, bo jeśli potrafisz kochać go mocniej niż on ciebie, to naprawdę wasz związek ma przyszłość.
- Jakie kocha?! A to ci palant! -Gwen nie zwracając na nic uwagi ruszyła rozzłoszczona do dormitorium, a następnie do Hogsmeade. Filch chciał ją zatrzymać, ale staranowała go i szła dalej rzucając za siebie przepustkę od Dumbledore'a.
Otworzyła z hukiem drzwi Świńskiego Łba i stając wyszukała Roberta wzrokiem. Rzuciła się w stronę stojącego przy barze chłopaka. Impulsywnie złapała go za szyję i rzuciła na ladę. Rob ślizgnął się po stole, padając na końcu na rozbite szkło z zagarniętych z baru szklanek i kieliszków. Obeszła długą ladę i położyła nogę na torsie chłopaka przyciskając go do ziemi.
- Myślałeś, że się nie dowiem! Myślałeś, że zamkniesz wszystkim usta na tyle, że nikt nie będzie miał ochoty wykrzyczeć mi wszystkiego w twarz?!
- Aaaa z kim rozmawiałaś? - zapytał zdezorientowany.
- A co? Dla każdego miałeś inną historię i nie wiesz o czym mowa?! Ty palancie! Ja ci ratuję życie, a ty mi moje rujnujesz?! Mam ci zrobić moje angielskie Igrzyska? Pakuj się i wynoś do swojego świata! Nie chcę cię znać!
Gwen nie czekała na wyjaśnienia. Od razu ruszyła do szkoły nie oglądając się za siebie. Miała nadzieję, że wyraziła się dosadnie. Znów minęła Filcha ignorując go i poszła na eliksiry.
*
Wieczorem wreszcie miała okazję spotkać się z Oliverem. Wybrali się na błonie obsypane milionami liści o ciepłych barwach. Przez chwilę Gwen zarzucała je, by jesienny wiatr mógł ponieść je dalej. Oliver siedział na niskiej gałęzi drzewa wpatrując się w przyjaciółkę, która po chwili postanowiła usiąść obok niego.
- Dlaczego on mi to zrobił... - powiedziała smutno. - Dlaczego tak mi się odpłaca za uratowane życie? Przecież mogłam chamsko wygrać Igrzyska, a wszyscy naprawdę mogliby zginąć... Postanowiłam uratować jak najwięcej istnień. śród nich Robert. Ja jego życie ocaliłam, on moje zrujnował.
- Postaraj się odbudować to, co zburzył Robert. - powiedział Oliver. - Postaraj się wskrzesić to, co on zabił. Nie daj zaprzepaścić tego, co od ciebie się oddaliło. Przyciągnij wszystko do siebie z powrotem. Robert jest jak cholerny sztorm, który zabiera statki z portu na morze. Ty musisz zacumować je ponownie w swojej przystani.
- Jak? - pytała. - Jak?
- Jesteś krukonką, wpadniesz na coś.
- A ciebie nie chciał wyrzucić z portu na morze? - zapytała.
- Chciał. Chyba zamierzał mieć twój port na własność.
- A co tobie chciał wkręcić? - zapytała zaciekawiona.
- Mówił, że chciałaś zrezygnować ze mnie i innych. Mówił, że Igrzyska cię zmieniły do tego stopnia, że nie ufasz ludziom. Zwątpiłaś i stałaś się nieufna. Chciałaś zabić i uczciwie wygrać.
- Uczciwie?
- Dla niego to słowo było adekwatne do czynów. Całe Igrzyska są nieuczciwe, ale nie w myśleniu mieszkańców Kapitolu. Może jego mentalność zamieszkiwała tamtejsze luksusy, albo jego mózg przeszedł niezłe pranie.
- Jak odbudować to co utracone? - zapytała po chwili ciszy.
- Niestety, ja nie znam odpowiedzi na to pytanie.
- Szkoda. Ale może wiesz, co zrujnowało to co miałam?
- Kłamstwa. Na pewno kłamstwa...
*
Następnego dnia spotkała na korytarzu szepczące Daphne, Ginny i Hermionę. Wzięła głęboki oddech i ruszył ku nim. Odwróciły się do niej:
- Zanim coś powiesz, to my musimy tobie coś wyjaśnić. - zaczęła Hermiona. - Ced opowiedział nam o wczorajszej rozmowie.
- A raczej głośnej wymianie zdań. - wtrąciła Daphne.
- No właśnie. On nie do końca był świadom twojej reakcji. Ale gdy nam to opowiedział i zaczerpnął rady, wiedziałam co powinnam powiedzieć.
- I powiedziała, że twoja reakcja była spowodowana kłamstwami. - rzuciła rudowłosa.
- Ale nie, że twoimi lecz Roberta. - sprostowała Daphne. - To on psychopatycznie chciał mieć cie na własność i odciąć cię od wszystkich. Niby rujnował ci życie, choć ty jego uratowałaś, ale on był ci tak wdzięczny, że aż za bardzo.
- Wpłynąć na to mogło też samo uczestnictwo w Igrzyskach. To jednak zaburza psychikę. - ciągnęła Hermiona. - Stał się mówiąc wprost chory psychicznie. Był w stanie zniszczyć wszystko dookoła, by twoim szczęściem był tylko on.
- Nie dość, że o tym uświadomiła nas twoja reakcja w rozmowie z Cedem, - wtrąciła Daphne. -  to jeszcze sprawa Pod Świńskim Łbem. Robert zaraz gdy wyszłaś pobiegł do zajmowanego pokoju, wziął wszystko, co mogłoby wskazywać na jego obecność i gdzieś poszedł. Nie wiadomo gdzie...
- Do rzeczy: Chciałybyśmy przeprosić za dowierzanie Robertowi i odwrócenie się do ciebie plecami. To było na pewno nieciekawe. Musisz jednak nas zrozumieć- starałyśmy w spokoju i bezpieczeństwie przemyśleć historyjkę Roba...
- Spokojnie- rozumiem. Ale bezpiecznie? - zadziwiła się słowem.
- No.. taak. - ciągnęła Ginny.
- Widzisz, Robert wmówił nam, że się strasznie zmieniłaś- że Igrzyska cię zmieniły. - opowiadała Hermiona. - Nienawidzisz każdego, kogo kochałaś. Nienawidzisz wszystkich... Potrafiłabyś zabić każdego, kto kiedyś ciebie darzył zaufaniem. Zabić, by sama nie cierpieć z powodu zawodzenia najbliższych. Wiem, że trzeba być psychicznym, by tak postępować, ale "Igrzyska zmieniają każdego"...
- Tyle, że to jego zmieniły... - Gwen posmutniała. - Nie wiem dlaczego, ale szkoda mi tego palanta. Szkoda mi go, naprawdę...
*
Dużo czasu minęło od historii z Robertem. Nadchodziła Noc Duchów. Odkąd ponownie zbliżyła się do przyjaciółek, czuła, że Ginny jest "inna". Motała się i była z myślami gdzieś indziej. Zachowywała się dziwnie.
Dziś Gwen chciała zawalczyć o to, co prawie utraciła. Nie liczyła, że Cedric będzie ją nadal kochał, ale liczyła, że nie straci jego przyjaźni. Jest dla niej bardzo ważny.
Na uroczystej kolacji z okazji Nocy Duchów wyszukała wzrokiem Hermionę. Gdy tylko już kolacja na dobre się rozkręciła, podbiegła do niej:
- Hermiona, proszę, pomóż mi z Cedem. Nie wiem, jak mam go przekonać do siebie. To zbyt trudne.
- Stawiaj czoło najtrudniejszym wyzwaniom, a zwycięstwo będzie ci dane. - odpowiedziała. - Przepraszam, ale nie mogę ci na razie pomóc, ale gdybym miała czas to i tak bym ci nie pomogła. To twoja przyjaźń i twoje wyzwanie.
- Rozumiem. Masz rację, muszę zrobić to sama... - odeszła nieobecna myślami. Podeszła do stołu puchonów, przy którym Cedric wraz ze znajomymi świetnie się bawili.
- Ced, możemy pogadać? - zapytała stojąc za plecami chłopaka.
Śmiechy zostały przytłumione cichnąc po chwili, a chłopak po odwróceniu się do niej i chwili zastanowienia wstał mówiąc: "Dobra."
Wyszli razem w ciszy z Wielkiej Sali. Gwen czuła na sobie spojrzenia puchonów.
- Słuchaj Ced - zaczęła. - Nie wiem, co sobie o mnie myślisz, ale spróbuj mi zaufać.  Potrzebuję cię, coćby jako przyjaciela...
- Wartością człowieka nie jest posiadanie racji, lecz przyznanie się do błędu. Przepraszam, że mu wierzyłem... - przytulił Gwen
To oznaczało jedno- zgodę.

*
Uczennice Hogwartu znów ogarnął smutek na wiadomość, że Cedric i Gwen znów zostali parą. Dziwiły się, jakim cudem dwunastolatka jest tak mentalnie dorosła.
- Życie mnie doświadcza. - mruknęła, gdy jakaś puchonka zapytała o recepturę na szybką dorosłość. - Lecz gdy znajdziesz przepis na to, by przyspieszyć, nie podejmuj tego kroku. Ciesz się dzieciństwem, bo nigdy nie będziesz mogła do niego wrócić.
Jednak Noc Duchów jest długa, a wydarzyć się może jeszcze wiele...
Przechadzając się z Cedem po korytarzach zamku zobaczyła dziwne plamy rubinowej mazi na marmurowej podłodze. Przykucnęła i przejechała palcem po substancji:
- Krew... - szepnęła do Cedrica, który stał nad nią.
- Skąd? - zapytał.
- Zaraz się dowiemy...
Gwen złapała chłopaka za rękę. Zaczęła dziwnie podciągać nosem, jak gdyby wyczuwała woń, za którą podążała. Dotarli do miejsca zbrodni. Sztywna pani Norris wisiała nabita na lampę przyścienną, a na ścianie spływały krople krwi pozostawiając smugi. Płynęły z liter namalowanych krwią:
"Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica!!!"
- Chodźmy stąd. - mruknęła Gwen, pośpiesznie ciągnąc przerażonego chłopaka w inny korytarz.
- Teraz się uspokój, a zaraz pójdziemy tam jakby nigdy nic. Będziemy zadziwiać się tym, co zobaczymy pierwszy raz. Jasne? - szeptała donośnie.
- Jasne. - wydusił.
Po chwili stania w ciszy ruszyli z powrotem w stronę ściany. Zebrało się tam więcej ludzi, a Filch przerażony oskarżał Harry'ego o winę.
"Boże!" pomyślała. "Miałam go chronić, a wpakowałam go w to bagno." Była przerażona. Chciała chronić Ceda- wystawiła Harry'ego, de facto ważniejszego dla niej- względem ochrony.

*
Ginny nadal była smutna i stłumiona. Gwen dużo czasu spędzała wraz z Cedem, a mniej czasu poświęcała innym przyjaciołom. Chciała odbudować to co najbardziej się zburzyło- oddaliła od siebie to, co nie dało się odciągnąć.
Postanowiła spotkać się z Hermioną w bibliotece. To najlepsze miejsce na mądre pogaduszki dwóch kujonek.
- Jak Harry po tej historii z panią Norris? - zapytała.
- Nie martwi go to. - mruknęła brunetka, wciskając książkę na półkę. Usiadła na stolik. - Bardziej zamartwia się tym, że słyszy głosy. Niby to nic dziwnego w zamku pełnym duchów i innych podobnych istnień, ale najbardziej niepokojące jest to, że będąc z nim w tym samym miejscu ja nic nie słyszę. Jeszcze ten tajemniczy napis na ścianie. To bardzo tajemnicze.
- Tak, pewnie już czegoś na ten temat szukałaś?
- Dokładnie. Wszystko co kręci się wokół Komnaty Tajemnic jest tajemnicze, ponieważ... nie ma na jej temat żadnych informacji. Będę musiała podjąć radykalne kroki, by przełamać barierę między zagadką, a jej rozwiązaniem.
- Co zamierzasz?
- Nie mam pojęcia. Może ty mi coś doradzisz?
- Hmmm... - popadła w zamysł. - Mogłabyś wprost na lekcji zapytać jakiegoś nauczyciela o przybliżeniu ci jakiejś legendy czy opowiastki. Nie wierzę, że starsze pokolenie nic nie wie o Komnacie.
- Nie, dorośli uciekają od tematów, które są trudne i niesprawdzone.
- Na lekcji nikt cię nie zbędzie. Wokół ciebie będzie pełno uczniów, których na pewno też zaciekawi ten temat. Przed jedną uczennicą mogą uciec, ale nie uciekną przed bandą ciekawskich bachorów. Wykorzystaj przewagę liczebną, a nauczyciel postawiony pod ścianą będzie musiał jakoś sensownie odpowiedzieć. Nawet nie będzie śmiał ominąć tematu.
- Rzeczywiście, wątpiłam w plan, ale jest dobry. Tylko kogo postawić pod tą ścianą, jeśli o niej tak dużo mowa. - zaśmiały się.
- Flitwick? McGonagall? Na pewno nie Snape.
- Dlaczego?
- On akurat jest mistrzem w wybijaniu dzieciom z głowy tematów, o jakich nie powinni myśleć.
- Racja. - zamyśliła się chwilę. - McGonagall będzie szczera. Ni boi się trudnych tematów.
- Też sądzę, że jest odpowiednia do powierzenia nam tajemnicy...

*
Przed pierwszą od rozmowy Gwen i Hermiony lekcją transmutacji dziewczyny znów obgadały szczegóły:
- Co, mam do niej podejść i zapytać się o Komnatę Tajemnic? - zasięgała rady Hermiona.
- Nie, gdy McGonagall zakończy jakiś wątek ty się zgłoś. Zapytaj zupełnie z drugiej ręki o Komnatę. Będzie trochę zdezorientowana, ale nie wycofa się.
- Mistrzowska strategia.
- Miałam małe "szkolenie" w tej dziedzinie. - zakreśliła cudzysłów w powietrzu.
Kiedy weszli do sali, Hermiona spięta usiadła w ławce w pierwszym rzędzie. Cierpliwie i z lekkim stresem wyczekiwała odpowiedniego momentu na zadanie pytania.
- Tak, panno Granger? - spytała McGonagall wskazując na zgłaszającą się dziewczynę.
- Idealnie w punkt. - mruknęła pod nosem Gwen, by usłyszała ją tylko siedząca przed nią Hermiona.
- Pani profesor, chodzi o Komnatę Tajemnic. Opowie nam pani trochę o niej?
Zdezorientowana kobieta popadła w chwilę osłupienia, z którego szybko wyszła.
- Więc... Jak wiecie Hogwart założyli czterej wielcy czarodzieje- Godryk Gryffindor, Helga Hufflepuff, Rowena Ravenclaw i Salazar Slytherin. Trójka z nich zgodnie uważała, że do szkoły powinno się przyjąć czarodziejów czystej krwi, jaki i półkrwi czy mugolaków. Każdy, kto posiada zdolności magiczne powinien je kształtować, by nie stać się największym dla siebie niebezpieczeństwem. Slytherinowi jednak nie podobał się ten pomysł. Był w mniejszości, więc trzej czarodzieje postawili na swoim. By choć po części osiągnąć sukces w sporze, wybudował w podziemiach zamku tajemniczą komnatę i umieścił w niej potwora, nad którym panowanie miał tylko on i jego przodkowie oraz potomkowie. Dziedzicowie Slytherina mieli wypuszczać z komnaty potwora, by zrobić czystkę wśród uczniów jak i innych ludzi w zamku. Ale koniec z legendami. Przejdźmy do zajęć...
I tak McGonagall wróciła do tematu lekcji. Hermiona co jakiś czas spoglądała dyskretnie za siebie, by wymienić swój wymowny wzrok z Gwen.

~*~*~*~
Krótko, krótko i krótko, ale postanowiłam wreszcie opublikować to, co napisałam, bo długo ciągnęłam ten rozdział. Dziękuję wszystkim za dotychczasowe komentarze ;) Jest ich mało, bo komentarzy nigdy za wiele, lecz dziękuję, że w ogóle są.
Tak, ta jesień- odbiera wenę i chęci, wymienia to na przygnębienie i depresję. Z drugiej strony nie chcę zimy, bo aura jaką niesie jest niepowtarzalnie wspaniała, za to pogoda i podobne sprawy są po prostu do bani...
No nic, trzeba żyć tak, jak gdyby miałby to być nasz ostatni dzień, iż żyje się tylko raz :D
Ten rozdział dedykuję Cygi, Lily oraz każdemu czytelnikowi. Ujawnijcie się, że jesteście, czyli oddajcie komentarz, bo może to Wam zadedykuję kolejny rozdział.
No nic, dziękuję jeszcze raz za to co było i będzie.

Pozdrawiam,
GL