niedziela, 26 października 2014

♣ Guinevere ~ Rozdział 11.

Gdy tylko mogła zasnąć w swojej sypialni w dystrykcie szóstym nie skorzystała z okazji odpoczynku. Skorzystała z okazji wolności i deportowała się w Świńskim Łbie.
- Przepraszam Aberfortcie, że ni było mnie wcześniej. Nie mogłam. Co się z nimi dzieje?
- Alice cała i zdrowa. Robert jakoś się trzyma. Obaj mi pomagają. Para twoich niby wrogów kuruje się dobrze. Gorzej z tą małą mugolką. Jest w tragicznym stanie.
- Jak to? Przecież czary...
- To mugolka. - przerwał jej. - Zaklęcia leczące to poważna sprawa. Magia płynąca z różdżki łączy się z magią płynącą w krwi leczonego. Obie moce współpracują, by uzdrowić. W tym przypadku moje zdolności nie mają pola do popisu- nie mogą działać z magią Diane, bo ona jej po prostu nie posiada. Tylko ty ją możesz uratować...
- Ja? - zadziwiła się. Jakim cudem tylko ona może jej pomóc.
- Tak, ty. Jesteś potomkinią Melina. Odziedziczyłaś po nim nie tylko przeznaczenie, ale i moc. W tym przypadku tylko stara magia może pomóc.
- Stara magia?
- To tak magia, którą możesz uprawiać bez różdżki. - wtrąciła Alice wychodząc zza drzwi kuchni z kubkiem herbaty.
- Cześć Alice. - mruknęła Gwen.
- Cześć. - odburknęła. - Widzę, że Igrzyska już ci namąciły. Twarda, treściwa i bez uczuć.
- Cóż, nic na to nie poradzę. Też to już zauważyłam, ale po prostu nie mogę tego zmienić.
- Wszystkiemu można się sprzeciwić, jeśli jest się odważnym buntownikiem.
- Najwyraźniej jestem słaba i podatna na zmiany.
- Takie myślenie sprawia, że błądzisz. Każdy buntownik wierzy w swoje umiejętności. Ty niestety nawet błogosławieństwo nazywasz przekleństwem...
Nastała cisza. Gwen i Alice spoglądały w swoje oczy ze złowrogimi minami. Twarz Alice zrzedła i w przeczącym kiwaniu głową spuściła wzrok.
- Co my najlepszego robimy...
- Coś się ze mną dzieje. Od Igrzysk słabnę.
- Jesteś górą lodową, Guinevere. Topniejesz.
- Wiesz, wszystkim już miesza się to, kim jestem. Jestem jak góra lodowa, a ich umysł to statek. Burza myśli wzbudziła gniewny sztorm i statek zaraz rozbije się o czubek góry lodowej rozrywając się w pół jak Titanic...
- Nie sądzę. Zaczynasz się zmieniać. Czujesz coraz więcej, a twoje nadprzyrodzone umiejętności słabną. Klimat się zmienia. Topniejesz, Gwen. Zanim sztorm zwróci statek ku tobie, górna część góry się roztopi. Będziesz, jednak mniej widoczna i nieuchwytna. A czy na tym ci nie zależy?
- Tak... Chcę, aby nikt mnie nie zauważał, nikt mi się nie przyglądał. Chcę być cichym strażnikiem Wybrańca. Ale rozmawiamy o ludziach dookoła.
- Gdy staniesz się nieuchwytna statek się nie rozbije. Sztorm się uspokoi, a umysły spokojnie będą dryfować, cumując później bezpiecznie na brzegu.
Nagle ktoś deportował się między dziewczynami. Był to starszy czarodziej w startej szacie.
- Aberforcie, na północy Szkocji mugolska rodzina miała wypadek. Małżeństwo żyje, ale ich córka zmarła. Musimy szybko działać...
- Jasne. - skinął głową. - Robert! - krzyknął, a chłopak pojawił się po sekundzie. - Przygotuj Agathę do podróży. Znaleźliśmy jej rodzinę...
Robert skinął głową i zniknął za drzwiami.
- Zaraz, co wy chcecie zrobić?! - oburzyła się Gwen. - Nie macie prawa! Nie możecie zastąpić tamtej dziewczyny inną!
- Daj spokój! - wrzasnął jej w twarz Aberforth. - Co ty wiesz o życiu, dziewczynko. Może i wiele przeszłaś w tak krótkim czasie, ale zrozum, że to i tak nie czyni cię znawcą życia. Sama powtarzasz, że każdy ma swój czas. Myślisz, że sprzeciwiłaś się siłom wyższym ratując ich wszystkich?! Nie, bo to wcale nie był ich czas. Za to czas tej dziewczynki się skończył, a Agatha musi to wykorzystać. to naturalny bieg rzeczy. Może i postępujemy mało humanitarnie, ale w sprawie większego dobra.
Mina Gwen mówiła sama za siebie- zdezorientowanie, niewiedza.
- Och, wiem, że nie rozumiesz prawie nic z tego i dziwisz się, że coś tak bezlitosnego może mieć w sobie krztę dobra. Zrozum jednak, że mam rację, mimo tego, że mnie wcale nie rozumiesz. Po prostu zaufaj mi.
Gwen nadal stała w tym samym stanie. Aberforth nie chcąc tracić czasu machnął ręką i zaczął działać. Gdy Robert przywlekł Agathę do korytarza Aberforth podniósł ją, a starszy człowiek, który poinformował o wypadku mugoli złapał go za przedramię i zniknęli.
- No to cześć. - rzuciła po chwili Gwen i deportowała się w swojej sypialni w dystrykcie szóstym. Podeszła do okna i ujrzała brzask. Wiedziała, że już się nie wyśpi. Wzięła filiżankę gorącej herbaty i usiadła na łóżku oglądając widoki za oknem.
- Zaraz... - mruknęła. Jakim cudem filiżanka gorącej herbaty znalazła się na jej stoliku? Ktoś musiał tu ją przynieść, ale czy nie zauważył, że nie ma tu jej. Czuła strach. Prawdziwy strach. Znała to uczucie, bo doznała go już podczas igrzysk.
Nagle drzwi jej pokoju otworzyły się i do środka wszedł Dumbledore i Jim. Gwen w obawie zdążyła schować się za ścianką. Słysząc znajome głosy chciała wyjąć z ukrycia, lecz słysząc rozmowę postanowiła zostać.
- To już czas, Jim.
- Nie, Albusie, to jeszcze nie czas. Może i to ją uchroni przed kolejnymi cierpieniami, ale sam proces przysporzy jej bólu. Nie mogę, nie teraz.
- Oszukujesz sam siebie. Czas nie uchroni jej przed kolejnością rzeczy. Jeśli zrobisz to później, może to mieć tylko większe konsekwencje.
- Nie oszukuję siebie. Chcę tylko by mogła zupełnie dorosnąć trochę później. Nie odbiorę jej beztroski, która i tak już traciła na mocy od początku.
- Wiedz, że nie uważam tego za mądre. Czasami trzeba oszczędzić komuś cierpień kosztem odebrania szczęścia.
- Wiem, co robię... Nie ma jej. - mruknął patrząc na puste łóżko.
- Widocznie nadal jest u Aberfortha. Chodźmy już. Zaraz Strażnicy Pokoju tu będą, a nie powinienem ich spotkać...
Mężczyźni wyszli. Gwen położyła się w swoim łóżku i rozmyślała o tajemniczym temacie rozmowy. Po drugie, skąd wiedzieli, że była u Aberfortha i jak u diabła Dumbledore chodzi sobie spokojnie po Pałacu Sprawiedliwości?! Dziewczyna czuła się przytłumiona nawałem myśli i odpłynęła w głęboki sen.
Po paru godzinach zbudził ją Jim. Jako triumfatorka mogła nadużywać nie tyle co wygody, ale odpoczynku po wielkim starciu, lecz dochodziła już godzina dziesiąta i Jim wiedział, że nie można nadużywać swoich przywilejów.
Gwen wstała i przebrała się nie odzywając się do dziadka. Nie miała ochoty na rozmowę z kimś, kto nie jest z nią szczery. Zawsze myślała, że Jim jest jedyną osobą, której może ufać bezgranicznie- kilka godzin wcześniej, niestety przekonała się o swoim błędnym toku myślenia. Nie potrafiła pozbierać myśli, że to właśnie TA osoba coś przed nią ukrywa... Mówili o jej dobru, ale to żadne usprawiedliwienie.

*
Triumfatorka zakończyła swoje tournee po Panem. Wróciła do swojego starego domu w Wiosce Zwycięzców w dystrykcie dziesiątym. Przez drugą połowę tournee jej kontakty z dziadkiem uległy skrajnemu osłabieniu. Gwen była dla Jima oziębła i pyskata. Nie chciał na nią naciskać- pomimo wszystkiego kochał ją na zabój. Jednak w domu przycisnął ją do muru:
- Gwen, nie możesz tak dalej zachowywać się wobec mnie! Powiedz, co się z tobą dzieje.
- Chcesz wiedzieć! - wybuchła. - To ja ci powiem! gdy byłam mała obiecywałeś, że mogę ci bezgranicznie ufać, że nigdy nie pozwolisz, bym była smutna z twojego powodu. Tu nagle słyszę, jak rozmawiasz sobie z Dumbledorem o mnie i knujesz z nim coś za moimi plecami.
Jim był zdezorientowany. Gwen stałą chwilę nieruchomo, jednak kilka sekund później padła z hukiem na kolana i się rozpłakała. Jim klęknął obok i objął ramieniem wnuczkę.
- Nie pytaj, co się ze mną dzieje, bo sama nie wiem. - mówiła przez łzy. - Czuję coraz więcej, potrafię coraz mniej.
- Spokojnie. Strasznie się czuję, ale ukrywam przed tobą więcej niż myślisz... wiedziałem już od jakiegoś czasu, że Igrzyska cię zmienią. Zmieniają wszystkich, ale ty nie jesteś wszystkimi. Jesteś wyjątkowa, ale też podlegasz zmianie. Czym więcej posiadasz, tym więcej możesz stracić...
- Czyli tracę swoją "wyjątkowość"?
- W pewnym stopniu tak. Ewolucja jest spowodowana tym, że zwierzęta zaczęły zamieszkiwać coraz to nowe środowiska, a ich potomkowie byli coraz bardziej przystosowani do otoczenia. Ty jesteś wyjątkową jednostką, która sama w sobie się zmienia. Uznajmy więc, że przystosowujesz się do otoczenia. Uwierz mi, to trafne stwierdzenie.
- Nie wątpię...

*
Nadszedł spokojny dla Gwen czas, gdy już nie była celebrytą numer jeden w całym Panem. Jim obiecał, że będzie ściągał ją z Hogwartu w każdym momencie, gdy jakkolwiek mogłoby się wydać ich prawdziwe życie.
- Lepiej dmuchać na zimne, dziadku. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Deportowali się w gabinecie dyrektora. Umówieni z Dumbledorem swobodnie przekroczyli tarcze obronne zamku, a Jim natychmiast wrócił do Panem.
Dumbledore obmówił z Gwen wersję wydarzeń dla ludzi niewtajemniczonych. Jej dziadek ciężko zachorował i musiała przy nim być. Z prawdą miała obchodzić się naprawdę ostrożnie.
Zajęła po cichu swoje łóżko w dormitorium, jednak nie zmrużyła oka. Czuła ogarniający ją chłód. Czuła, jak spływa z niej ciepło, energia. Czuła, jak topnieje...
- Diane! - krzyknęła bezdźwięcznie. Natłok myśli zalała jedna wielka myśl o Diane.
Gwen wcisnęła buty i wyszła po cichu z dormitorium. Próbowała się teleportować, jednak gdy ponownie otworzyła oczy ujrzała płomień kominka w Pokoju Wspólnym.
- No nie! - szepnęła w rozpaczy. Próbowała wymyślić coś, dzięki czemu mogłaby przenieść się do...
- Hogsmeade! Przecież to niedaleko!
Zaczęła biec próbując być nieuchwytna. Wybiegła z zamku i bezpiecznie dotarła pod zamkniętą bramę. Kucnęła jak drapieżny kot szykujący się do skoku. Wzięła głęboki oddech w nadziei, że skoczności jeszcze jej nie odebrano i wybiła się z nóg. Wzbiła się wysoko, jednak nogą zahaczyła o czubek muru i wylądowała po drugiej stronie niefortunnie spadając na duży kamień. Chwilę leżała cierpiąc, jednak wiedziała, po co idzie. Wstała i zaczęła wlec się do Hogsmeade. Po kilku minutach marszu zapukała w stare, drewniane drzwi pubu Aberfortha. Otworzył jej znajomy starzec.
- Gwen, co ty tu robisz? - zadziwił się Dumbledore, zagarniając dziewczynkę do środka i zbaczając na otoczenie. Zamknął drzwi.
- Przyszłam pomóc Diane.
Zapadła cisza. Dziewczyna wyczuwała, że ta cisza ma jakieś znaczenie. Bała się, że myśli prawidłowo.
- Widzisz Gwen, Diane była dzielna... - zaczął.
- Była? Mówisz o niej w czasie przeszłym?
- Wiesz...
Gwen nie chciała słuchać zbędnych tłumaczeń o śmierci Diane. Wbiegła do pokoju, w którym prawdopodobnie przez ostatnie dni leżała jej przyjaciółka. Zobaczyła zaścielone, czyste łóżko. Powietrze było ciężkie, duszne. Z oczu Gwen popłynęła samotna łza.
- Gdzie ona jest. - powiedziała spokojnie. - Co zrobiliście z ciałem?
- Nie ten pokój. - odpowiedział starzec.
Dziewczyna ruszyła za Aberforthem na piętro. Przenieśli ją, bo pamiętała, że była na parterze. Za starymi drzwiami ujrzała łóżko, na którym leżała Diane z twarzą o nieświadomym uśmiechu. Podeszła do niej, położyła dłoń na jej sercu i zaczęła mamrotać dziwne słowa.
- Antiqua magicas, sanare mane lilium.*
Między jej dłonią, a piersią dziewczyny zaczęło jarzyć się światło. Oczy dziewczyny otworzyły się.

~*~*~*~
Oto kolejny rozdział moich poczynań nad historią Guinevere. Mam nadzieję, że podoba się Wam ten rozdział i ze zniecierpliwieniem będziecie oczekiwać następnego rozdziału.

*
Antiqua magicas, sanare mane lilium. - Pradawna magio, uzdrów poranną lilię.
Kwiat lilii rozkłada się o poranku powoli, ostrożnie wpuszczając promienie słoneczne do kielicha kwiatu. Ma to oznaczać, że Diane będzie powoli zdrowieć.

4 komentarze:

  1. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że połączyłaś tak wiele uniwersów książkowych w jedno opowiadanie. Wow, wygląda to nawet fajnie. :D Aczkolwiek zastanawia mnie jedno - skoro Gwen i jej wampirze przyjaciółki miały takie moce, to czemu nie rozwaliły Kapitolu w drobny mak? I dlaczego Dumbledore przyzwalał, by uczennica Hogwartu zabijała? To celowy zamiar? W sumie to dość intrygujące. :) Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej. Życzę dużo weny i pomysłów! I zapraszam do siebie [cissy-black.blogspot.com]
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na twoje pytania nie odpowiem wprost z celowym zamiarem usidlenia Cię na moim blogu. Zachęcam do dalszych śledzeń opowiadania.

      Na twój blog napewno zajrzę i zostawię po sobie kilka śladów ;)

      Usuń
  2. Super rozdział :) Teraz wszystkie rozdziały przeczytane i jestem na bieżąco zapraszam do mnie http://ginnyluna-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się Twój styl pisania. Wśród słów poruszasz się tak swobodnie, że that's amazing! :D
    Ciekawa jestem dalszych losów Gwen- co z powrotem do Hogwartu? Co z jej przyjaciółmi? Czy Igrzyska ją zmieniły?
    No i nieuniknione pytania o innych (twych autorskich) bohaterów. W końcu jakie są losy Harry'ego to wiadomo, bo podkreślasz swoje równoległe działanie do oryginału. Więc: Co z Diane? Jak tam u Agathy? Co z Simem i Robem?
    Dużo jest pytań, ale chyba ta niepewność i zaciekawienie to fajny aspekt czytania blogów.
    Czekam na rozwój wydarzeń w nowym rozdziale :)

    Pozdrawiam,
    Lilyan

    OdpowiedzUsuń