sobota, 21 czerwca 2014

♣ Guinevere ~ Rozdział 4

W poniedziałek większość uczniów opuściło szkołę. Została nieliczna grupa, w tym Gwen. Dziewczyna krzątała się po bibliotece czytając legendy o Merlinie i rodzie Ravenclaw. Podobno istnienie potomków założycielki szkoły jest tylko przypuszczeniem, a potomków Merlina- zagadką nie do rozwiązania. Wielu krukonów żartowało, że jest dziedziczką, ale nikt nigdy nie stwierdził, że naprawdę może nią być.
Wigilia była miłym dniem. Poranne śniadanie sprawiło wielką radość. W Wielkiej Sali wiele się zmieniło. Zniknął stół nauczycieli oraz trzy uczniowskie, a jeden przestawiony został na środek pomieszczenia. Wszyscy wspólnie, uczniowie i nauczyciele, zasiedli przy jednym wigilijnym stole.
- Życzę smacznego. - powiedział Dumbledore na początek śniadania. Wszyscy zaczęli jeść. Gwen zjadła jajecznicę z boczkiem i cebulą, wypiła dwie czarki soku dyniowego i udała się do swojego dormitorium. Cały dzień przesiedziała nad książką do historii magii pożyczonej od Angeliny Johnson. Skupiła się na rozdziale o założycielach Hogwartu. Wciąż była głodna wieści o Rowenie Ravenclaw.
Wieczorem przebrała się w sukienkę, którą otrzymała od jej dziadka, Jima.  Sukienka ta była przeznaczona na żniwa, jednak pomyślał, że przyda jej się i w szkole. A była piękna- blado niebieska w małe, białe kwiatuszki, do tego biały, prosty sweterek i czarne buty. Cały zestaw podkreślał jej urodę i był dopasowany do jej oczu, włosów i cery.
Zeszła na kolację wigilijną. Dzielili się opłatkiem i wznosili toasty za szczęście, pomyślność i na końcu za wspaniałe bożonarodzeniowe prezenty.
Była jedyną pierwszoroczną krukonką, która została w Hogwarcie na święta. Dziwnie czuła się sama w wielkim dormitorium. Gdy do niego wróciła rozejrzała się po pokoju, posłuchała przygnębiającej ciszy i padła na łóżko. Zasnęła od razu.
Gdy obudziła się rano, w pogniecionej sukience, zobaczyła prezenty pod choinką. Nieśmiało podeszła do niej, klęknęła tuż obok paczek i rozglądała się za prezentami zaadresowanymi do niej. Okazało się, że wszystkie są dla Gwen. Była w szoku taką ich ilością. Jeden z nich to słoik gulaszu jagnięcego ze śliwkami od dziadka, fasolki wszystkich smaków od Dumbledore'a, książka od... :
- Hermiony !? - zadziwiła się mówiąc do siebie. - Jednak mnie jeszcze kojarzy. Skarpetki od pani... pani Weasley. A to... Kremowe piwo od Hagrida ! Ha ! I kociołkowe pieguski od profesora Flitwicka... Jak miło. Jeszcze paczka pasztecików dyniowych od Ann.
Zostawiła prezenty na swoim łóżku i udała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Po drodze prostowała i gładziła swoją sukienkę, żeby wyglądać nieco schludniej. Zanim doszła, jej ubranie było proste niczym właśnie wyprasowane.
- Dzień dobry ! - powiedziała radosnym tonem siadając do stołu.
Dumbledore widząc, że już wszyscy są, powstał i powiedział tylko :
- Dzień dobry i smacznego ! - i usiadł zajadając się wyśmienitym śniadaniem.
Gwen zjadła parę pasztecików dyniowych i wypiła sok dyniowy. Wstając od stołu podziękowała.
- Mam nadzieję, że dziś na obiad przybędziesz... - powiedział Dumbledore.
- Dziś tak, profesorze. Dziękuję. - i odeszła zamykając za sobą drzwi od wielkiej sali.
Udała się w to samo miejsce, co wczoraj- do biblioteki. Przeglądała stare "proroki" w poszukiwaniu innych rzeczy niż życie Ravenlaw. Poszukiwała tym razem informacji o kamieniu filozoficznym. Nie miała pojęcia co to, jednak gdy tylko usłyszał z ust Snape'a taką nazwę, od razu zaciekawiła się tym. Jednak nic nie znajdywała.
- Wiem, list do Jima - powiedziała o siebie i pobiegła do dormitorium. Złapała za pióro i kawałek pergaminu. Zaczęła pisać:

Drogi Jimie,
Jesteś filozofem, nie tylko z zamiłowania, ale też z wykształcenia, więc na pewno możesz mi pomóc. Chodzi o pewien kamień. Kamień filozoficzny. Nie mam pojęcia co to za dzieło. Jednak jest mi to bardzo potrzebne do (...)

- zastanowiła się chwilę.

(...) do zadania domowego z Historii Magii. Zadali je specjalnie na święta, byśmy coś robili. Paru chłopców chodziło do zakazanego lasu, niektórzy rozrabiali w szkole. No i zadali zadanie. Proszę, musisz mi pomóc! No i wesołych świąt dziadku!
Kocham Cię,
Gwen

Zwinęła pergamin w rulonik, zawiązała wstążką zerwaną z jakiegoś prezentu i pobiegła do sowiarni. Jej sowa, Aithusa, usiadła jej na ramieniu.
- Moja kochana Aithusa. - Gwen wygięła rękę i pogładziła sowę po piórach. - Masz - zawiązała list wstążką do jej nóżki - To dla Jima. Jesteś mądrą sówką i mam nadzieję, że wlecisz do Panem nie zauważona. Tylko Jim może cię ujrzeć, słyszysz? - sówka pieszczotliwie ugryzła Gwen w ucho z wielką delikatnością. - Ja też cię kocham. No to leć!
Sowa wybiła się z ramienia Gwen i odleciała przez jedno z okien. Dziewczyna patrzała na swe zwierzątko aż zniknęło z pola widzenia.
Gwen udała się do Wielkiej Sali, gdyż była już pora obiadowa. Obiad był wyśmienity. Żeberka pieczone w miodzie i puree ziemniaczane z dodatkiem żółtka... Niebo w gębie.
Po obiedzie dziewczyna udała się do dormitorium.
Minęły trzy dni. Gdy tylko Gwen się obudziła, ujrzała Aithusę siedzącą na poręczy jej łóżka. Miała przypięty do nóżki liścik.
- Aithusa. - podeszła do sówki i palcem pogłaskała ją pod dziobem. Dała Aithusie kawałek ciasteczka. Odpięła list z nóżki sowy, a ta musnęła rękę dziewczyny główką i odleciała. Gwen rozpoczęła czytać list.

Droga Gwen,
Nie podejdziesz pode mnie. Jestem filozofem jak zauważyłaś i powinnaś wiedzieć, że filozofowie to jedni z najmądrzejszych ludzi. Na pewno nie zadali wam zadania na święta, bo za takie przewinienia są szlabany dla tych, którzy zasłużyli. Po drugie na pewno nie pytali się o Kamień Filozofów. Nie wiem skąd o nim wiesz, ale ja wiem, że nie powinnaś się nim interesować.
Po za tym tęsknie za tobą i chyba pierwszy raz czekam z niecierpliwością na dożynki. Jednak nie chcę przyspieszyć naszego spotkania do teraz. Mogę poczekać.
Jim

- No to szlag! - krzyknęła. - Nie no, nie wierzę!!!
Nagle zmieniła minę ze zdenerwowanej na taką, jaką ma się gdy wpadnie się na jakiś pomysł. Wybiegła z dormitorium, ledwo wyrobiła się na zakręcie w pokoju wspólnym, szybko wybiegła obok rycerza i pobiegła do Dumbledore'a.
- Profesorze, - powiedziała. - Czy idzie jeszcze wrócić do domu na święta? To znaczy się, na ten czas wolny co pozostał.
- Witam Cię, Gwen. - odpowiedział. - Tak ci spieszno do Panem? - zapytał.
- Nie, nie do Panem. Do Jima. - odpowiedziała.
- Nie sądzisz, że chęć wyciągnięcia od Jima informacji o kamieniu nie jest warta tych całych ceregieli z twoim przeniesieniem? - zapytał Dumbledore ze swym stoickim spokojem.
- Skąd...
- Wiem, bo nie tylko do ciebie napisał Jim. Mi też opowiedział czym się zajmujesz podczas wolnego czasu.
- Ja tylko chcę poszerzyć swoją wiedzę na temat tego świata, w który w gruncie rzeczy żyję od niedawna. - wytłumaczyła.
- Jednak i tak sądzę, że ten temat nie służy ci do poszerzania wiedzy. - mówił profesor.  - Sądzę, że byłaś na korytarzu, na którego wejście jest zabronione.
Dumbledore zobaczył grymas na twarzy dziewczyny.
- Jeśli nie chcesz mi niczego powiedzieć, to nie musisz. Ale pamiętaj, że prawda i prawość są kluczowymi zjawiskami w naszym życiu. A teraz Gwen - zaczął. - muszę cię pożegnać, gdyż mam sprawę do Hagrida i muszę załatwić to teraz. Więc do zobaczenia.
Profesor wyszedł ze swojego gabinetu. Dziewczyna po chwili stania w miejscu wzdychnęła i poszła do swego dormitorium.
Dni mijały, a uczniowie wracali do Hogwartu. Gwen nie mogła zapomnieć o Kamieniu. Cały czas szukała tego terminu w różnych księgach, jednak w ani jednej nie natchnęła się choć na tę nazwę.
Ann przywiozła ze sobą czekoladowe żaby. poczęstowała dziewczyny.
- Kart już nie zbieram, bo mam całą talię. Możecie sobie je wziąć.
Gwen rozpakowała smakołyk i zaczęła jeść. Odwróciła kartę, na której był mężczyzna. Pod nim widniał opis:

Nicolas Flamel- filozof; wynalazca kamienia filozoficznego, potrzebnego do wytworzenia eliksiru życia, którego regularne spożywanie daje nieśmiertelność. Wraz z małżonką mają ponad 600 lat.

Gwen miała mętlik w głowie. Na samą myśl, że przeszukiwanie wielkich ksiąg i starych "Proroków" w archiwum nic nie dało, a głupia karta kolekcjonerska dla dzieci wytłumaczyła jej wszystko, miała dość wszystkiego i poszła spać.

1 komentarz:

  1. Czasem najprostrze rozwiązania są rozwiązaniami najkorzystniejszymi. :) Bardzo pomysłowy rozdział. Lece czytac dalej Tonks <3

    OdpowiedzUsuń