sobota, 31 maja 2014

♣ Guinevere ~ Rozdział 2

Do przedziału Gwen weszły trzy dziewczyny:
- Można tu usiąść ? Czy są zajęte ? - zapytała jedna z nich.
- Wolne, proszę.
Dziewczyny wpakowały swoje kufry na górę i zajęły wolne miejsca.
- Ty pewnie pierwszoroczniak ? - zapytała dziewczyna o jasnej skórze.
- Tak. - opowiedziała krótko.
- To jest Alice i Angelina - wskazała po kolei na koleżanki - a ja jestem Katie. Jesteśmy z Gryffindoru.
- Gwen, zapewne z Ravenclaw, ale pewna do końca nie jestem.
- A skąd jesteś ? - zapytała Angelina.
- Z Pa.. -chrząknęła. - Z Paisley.
- Wiem gdzie to. Kiedyś tam byłam. W sąsiedniej wiosce mieszka moja babcia. - powiedziała Alice.
Dziewczyna postanowiła niezręczną dla niej sytuację wyciszyć. Oparła się łokciem o okno i podziwiała widoki za nim. Spokój ten przerwał hałas otwierania się drzwi przedziału:
- Witam kochaneczki. Coś z wózka ? - zapytała starsza kobieta.
- Poprosimy sześć dyniowych pasztecików. - powiedziała do kobiety podając jej srebrne monety. - A ty Gwen coś kupujesz? - zwróciła się do dziewczyny.
- Eee... - sprawdziła swój bagaż podręczny. Znalazła tam sakiewkę z monetami i karteczką:

Musisz mieć trochę oszczędności. Kup sobie coś z wózka w pociągu.
Miłej zabawy,

Jim

- Tak myślałam. - szepnęła do siebie. - Poproszę trzy paszteciki dyniowe i cztery czekoladowe żaby. - powiedziała podają kobiecie kilka monet.
- Dziękuję kochaniutka. Proszę i smacznego. - kobieta zamknęła drzwi przedziału i ruszyła dalej.
- Proszę. - powiedziała Gwen rozdając każdemu po czekoladowej żabie.
- Dziękuję. - powiedziały dziewczyny.
- Wiesz, gramy w drużynie quidditcha. Katie jeszcze nie, ale w tym roku mam nadzieję, że zacznie. - powiedziała Angelina by znieść tę niezręczną ciszę.
- O quidditch. Czytałam o tym. Świetna gra. Ogólnie lubię sport. - powiedziała dziewczynka.
- Za rok się staraj o wejście do drużyny. Jak będziesz dobra to na pewno cię przyjmą. - powiedziała Katie. - Choć jak trafisz do Slytherinu, to możesz tylko pomarzyć. U nich dziewczyny nic nie znaczą.
- Eee tam. Mogę się założyć o milion galeonów, że będę w Ravenclaw.
- No, nie stawiaj tyle nigdy, bo słowa też mogą być świetną umową. Zwłaszcza gdy jest się czarodziejem.
- No wiem, że nie mogę tak mówić, ale ja jestem pewna. Nikt nie zmieni przeznaczenia.
- Co ty. Potomek Ravenclaw jesteś, że pewność cię odwiedziła, czy pryszłość przewidujesz? - zażartowała Alice.
Zadziwiające, że powiedziała to właśnie Alice, bo była imienniczką tej, która przyszłość przewiduje. Alice, 1/4 wampir z dystryktu dziesiątego ma dar widzenia przyszłości.
Gwen nie powiedziała, że jest potomkiem tak wielkiej czarownicy. Nikt jej tu nie zna i ma nadzieje na nowe, lepsze życie.
- Masz śliczne, kruczo czarne włosy. Może na serio jesteś potomkiem Ravenclaw.
- No pewnie. Oczywiście. - Gwen odpowiedziała sarkastycznym tonem.
A Gwen była śliczna. Była tak piękna, bo była w 1/8 wampirem? A może dlatego, że była w 1/8 wilą? To już była szczera tajemnica.
Pociąg Hogwart Express zaczął hamować.
- O! Za chwilę wysiadamy. Ubieramy szaty. - powiedziała Angelina. - Ty też. - zwróciła się bezpośrednio do Gwen.
Dziewczyny szybko ubrały szaty i Katie zaczęła zdejmować swój bagaż:
- Też zdejmijcie teraz, bo czasami spadają na głowy, a ja nie chcę znaleźć się już teraz u Munga.
Za poleceniem Katie, trzecioroczniaczki zaczęły zdejmować bagaże. Guenevere również to uczyniła.
Pociąg stanął. Uczniowie zaczęli wysiadać. Jakiś półolbrzym zaczął wołać pierwszoroczniaków.
- Idź do niego. - powiedziała Katie. - Pierwszy rok zawsze płynie łódkami.
Zgodnie z poleceniem koleżanki udała się w stronę mężczyzny.
- Półolbrzym. Choć kimś nie jestem... - mruknęła do siebie podkreślając 'nie'.

*
Gdy tylko dotarli do zamku, z wrażenia buzia nie chciała się zamknąć nikomu. Przed wielkimi drzwiami na korytarzu zamku stała wysoka czarownica.
- Witam. - powiedziała głośno swym donośnym głosem. - Nazywam się Minerva McGonagall. Jestem zastępcą dyrektora szkoły, opiekunem Gryffindoru i nauczycielem transmutacji. Plan jest następujący. Gdy dam znak idziecie za mną do wielkiej sali. Będę wywoływać każdego w kolejności alfabetycznej. Kogo wywołam siada na krześle, obok którego będę stała. Tam tiara przydziału przydzieli was do odpowiednich domów. Każdy kto otrzyma przydział zsiada z krzesła i podąża ku stołowi swojego domu. Na koniec podejdą do was prefekci domów, którzy zaprowadzą was do pokoi wspólnych i wskażą sypialnie dla pierwszorocznych. Podadzą wam również hasło, które jest potrzebne aby wejść do domu. Plany zajęć dostaniecie jutro rano.
Weszli do sali pełnej młodzieży, a na końcu znajdował się stół, przy którym zasiadało zapewne grono pedagogiczne.
Uczniowie po kolei zasiadali na krześle, a tiara przydzielała ich do domów.
- Hermiona Granger! - jednym razem wyczytała profesor McGonagall. W Gwen coś drgnęło, jednak nie wiedziała zupełnie dlaczego. Czy dlatego, że... ALICE CHYBA WSPOMINAŁA COŚ O JAKIEJŚ HERMIONIE... a może to tylko dlatego, że zaraz po 'G' jest litera 'H'?
- Gryffindor! - rozległ się głos tiary przydziału.
- Gwen Halliwell ! -  zawołała pani profesor. Dziewczyna powoli przecisnęła się przez tłum pierwszoroczniaków. Czuła się trochę dziwnie. Myślała, że pewnie z boku wygląda to jak wybór trybutów podczas dożynek. Dziewczyna ledwo usiadła na krześle, a tiara nawet nie spoczywając na jej głowie krzyknęła:
- Ravenclaw !
Dziewczyna zeszła z krzesła i podążyła ku stołowi krukonów. Katie Bell otworzyła usta ze zdziwienia, że Gwen trafnie określiła się w pociągu, a krukoni bardzo miło powitali swoją nową koleżankę.
- Cześć, Jestem Penelopa Clearwater, prefekt Ravenclaw. Musi od ciebie bić rozumem, że tak szybko dostałaś przydział. - zażartowała.
- Taa... - odpowiedziała krótko dając znak, że nie jest chętna do rozmów.
- Harry Potter. - usłyszeli z ust profesor McGonagall.
- Czy to ten Potter ? - zapytała koleżankę siedzącą obok, która nie dawno dostała przydział.
- Chyba tak. Jest w naszym wieku, wiec chyba na pewno.
- Gryffindor!!! - wydobyło się z tiary. Gryfoni szaleli przy swoim stole.
Potem było jeszcze paru uczniów i rozpoczęła się kolacja. Gwen zaspokoiła głód krwistym stekiem i czarką soku dyniowego. Po skończeniu kolacji pierwszoklasiści ze wszystkich domów ustawili się parami za prefektami swych domów. Wyszli z sali. Krukoni szli równolegle z gryfonami. Gwen cofnęła się lekko do tyłu, by iść obok Hermiony Granger... i Harry'ego Pottera. Zobaczyła jego bliznę i przypomniała jej się tragiczna śmieć babci zabitej zaklęciem rzuconym przez samego Voldemorta. Chciałaby, żeby jej babcia miała tak wielkie szczęście jak Potter.
Chwilę przyglądała się dziewczynie i otwierała usta by coś powiedzieć, ale się trochę stresowała.
- Cześć Hermiono. Jestem Gwen. - zwróciła się do dziewczyny.
- Hermiona, miło mi. - odpowiedziała.
- Wiesz, nie wiem dlaczego, ale gdy usłyszałam twoje nazwisko przy przydziale coś we mnie drgnęło. Ciekawa jestem, czemu. Nie oczekuję od ciebie odpowiedzi - powiedziała widząc, jak Hermiona otwierała usta. - jednak chciałabym cię poznać. Wiem, dziwnie to brzmi i w ogóle, ale może warto ?
- Jestem tu nowa, tak samo jak ty i warto pogłębiać swoje znajomości. - była zaskoczona wypowiedzią dziewczyny. - Jednak nie będzie ci przeszkadzać to, że jestem...no...mugolakiem ? - zapytała Gryfonka. - No bo wielu czarodziejom to nie pasuje. - posmutniała.
- Nie, no co ty. Jesteś tu, bo masz dar taki jak my wszyscy.
W tym momencie krukoni i gryfoni rozdzielili się na dwie inne strony.
- No to cześć. Może i do jutra. - pożegnała się z Hermioną i skręciła w lewo za krukonami.
Penelopa pokazała dziewczynom z Ravenclaw ich dormitorium. Było ono na samym końcu korytarza. Gwen szybko zajęła łóżko w kącie pod oknem. Tak spała dotychczas w swoim domku, w Panem. Czuła się tu bezpiecznie i beztrosko. Jednak sumienie ją gryzło, gdyż wyobrażała sobie jak robi komuś krzywdę przez jeden ze swych instynktów, które odziedziczyła po przodkach.
- No to może się poznamy? - powiedziała jedna z dziewczyn. Blondynka, nieco niższa od Gwen. Miała piękne, zielone oczy. - Ja jestem Anna Pevensie.
- A ja Mandy Brocklehurst. - powiedziała szatynka o brązowych oczach.
- Padma Patil. Moja siostra bliźniaczka jest przydzielona do Gryffindoru. - powiedziała z dumą dziewczyna o hinduskich rysach twarzy.
- Ja się nazywam Lisa Turpin. - była to dziewczyna o ciemnoblond włosach. - A ona to Sarah Fawcett. - wskazała na blondynkę ubierającą koszulkę. Gwen na imię 'Sarah' zareagowała wzdrygnięciem.
- A ja jestem Gwen. Gwen Halliwell.
- Wiemy to. Rzadko zapomina się kogoś, kto tak szybko po odczycie dostał przydział. Normalnie jak Malfoy. - powiedziała Mandy, a reszta, wraz z Gwen, zaśmiała się.

*
W nocy nie mogła spać i poszła do pokoju wspólnego. Było tam cicho i pusto, a jedyne małe światło i ciepło dawał kominek obok którego usiadła. Wtedy zobaczyła ducha:
- Witaj.  - powiedziała do niej kobieta. Jednak różniła się od dusz zmarłych, które widywała dzięki swojemu darowi. Kobieta ta bowiem była szarawa i widać przez nią było to, co stało z tyłu. Również unosiła się nad ziemią. Zaskakujące było też, że wyglądała trochę jak ona sama. - Jesteś pewnie jakąś pierwszoroczniaczką. Jestem Szarą Damą. Duchem rezydującym w tym domu.
- Wiesz, że cię widzę ? - zapytała.
- Każdy mnie przecież widzi.... Aaa... ty pewnie wychowana wśród mugoli, prawda. - zapytała duch kobiety.
- Można tak powiedzieć.
- Ach, ci mugole.
- Byłaś wcześniej człowiekiem ? - zapytała.
- Jestem duchem, nie poltergeistem. To oczywiste, że tak.
- A zmieniając temat - powiedziała Gwen. - Nie zauważyłaś może, że jesteśmy strasznie podobne do siebie?
Duch obleciał dziewczynę powoli dookoła.
- Tak. Masz tak gęste i kruczo czarne włosy jak ja. Masz też ten sam odcień błękitu w oczach. U mnie już nie widać, bo stałam się szara jak stuletnie prześcieradło.
- Nie mów tak. A wracając do tematu, to nie uważasz, że to nasze podobieństwo jest dziwne ?
- Wiesz... my w rodzie Ravenclaw zawsze...
- Co ? W rodzie Ravenclaw ?
- No... tak. Za życia byłą Heleną Ravenclaw. Córką Roweny.
- Ale babcia ani dziadek... Nikt mi nie mówił. Jestem twoim potomkiem, Heleno. Ale nikt mi nigdy nie mówił, że tu rezydujesz jako duch.
- Naprawdę jesteś naszym potomkiem ? - zapytała Szara Dama.
- Moją babcią była Prudence Halliwell. Też tu chodziła do szkoły.
- No tak. Wreszcie musiało się stać, że i jej potomek tu przyjdzie. Wiesz, nigdy nikt nie roznosił się z tym, że jest potomkiem Ravenclaw. W Slytherinie to może i tak, ale nie u nas. Tutaj każdy zachowywał to w tajemnicy i nieliczni o tym wiedzieli.
- Ja też nie chcę się z tym roznosić. Wystarczy, że przez ten ród przewinęło się tyle ludzi o dzikich osobowościach, że każde moje cechy są dla mnie wielkim brzemieniem.
 - Idź już lepiej spać. Dobranoc.
I duch zniknął za ścianą. Gwen poszła do swojego dormitorium, położyła się do łóżka i zasnęła z wyrazem szoku na twarzy.
Następnego dnia, o poranku Gwen była jedyną dziewczyną, która nie spała. Od paru godzin czytała podręcznik do historii magii na temat założycielki Hogwartu, a zarazem jej przodka, Roweny Ravenclaw.

*
Do dormitorium weszła Penelopa:
- Dziewczyny wstawać ! Dzień dobry ! Tu macie rozkład zajęć. - powiedziała rzucając każdej karteczkę na łóżko. Podała jedynie siedzącej Gwen. - Ubierać się i na śniadanie. O dziewiątej pierwsza lekcja ! Macie zaklęcia z gryfonami. Z boku każdego przedmiotu na planie macie kwadraciki w trzech kolorach: czerwonym, zielonym i żółtym. Oznaczają one z jakim innym domem macie dany przedmiot. Tak dla świadomości. Życzę miłego dnia i zapraszam na wasze pierwsze śniadanie w tej szkole !
Penelopa wyszła zostawiając Gwen i jej rówieśniczki w dormitorium. Dziewczyny przygotowały się i podążyły do Wielkiej Sali na śniadanie. Szybko zjadły i podążyły ku sali zaklęć na pierwsze piętro. Weszły do klasy i zajęły miejsca z tyłu.
Lekcja była organizacyjna. Profesor Flitwick opowiadał, co będą robić na zajęciach z zaklęć i uroków. Po nich były dwie godziny eliksirów z puchonami i zielarstwo ze ślizgonami.
Mijały dni... Były pełne nauki, zabawy i... nauki. Nikt nigdy nie myślał, że na pierwszym roku będzie tak męcząco. Gwen spotkała parę razy Hermionę, jednak były to mijania na korytarzu, w Wielkiej Sali, na błoniach, czy na lekcji. Pewnego dnia postanowiła zrobić pierwszy krok.
- Cześć Hermiono. - dosiadła się do dziewczyny siedzącej pod drzewem na błoniach. - Jak leci? - rzuciła.
- Dobrze, dziękuję. Wiesz, ale nie mogę gadać, bo powinnam iść już n lekcje. Może innym razem. - odeszła.
Gwen oparła się o drzewo z głośnym wydechem. Po chwili wstała i udał się na lekcje. Miała eliksiry z puchonami.
- Panna Halliwell nieobecna dziś chyba. - powiedział Snape po uderzeniu książką w jej ławkę.
- Słucham? - zapytała, jakby wybudzona ze snu.
- Mówię tylko, że Ravenclaw traci pięć punktów. - odszedł mówiąc coś dalej o jakimś eliksirze.
Po lekcji eliksirów czas na zielarstwo.

3 komentarze:

  1. Czekam na następny rozdział ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział. Przypomne Ci, że po kropce zazwyczaj stawia sie wielką litere. Musiałaś zapomnieć :) Lece czytać dalej Tonks <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba przyznać, ze dziewczyna jest niemal wszystkim. Wampir? Willa? Dystrykt? Jasnowidz? Potomkini Roweny?
    No, ale mam nadzieję, że zaprzyjaźni się z Hermioną, byłby to fajny aspekt opowiadania.
    Croy http://black-redstart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń