- Gwen! - zawołał Jim stojąc w drzwiach. - Choć tu szybko.
Dziewczyna szybko pobiegła w stronę domu zdejmując w tym czasie chustę z głowy.
- Co się stało? - zapytała trzepiąc buty w wycieraczkę.
- Zobacz.
Jim podała dziewczynce list zaadresowany do niej. Otworzywszy przeczytała na głos:
Szanowna Panno Halliwell,
Mamy przyjemność poinformowania Panny, że została Panna przyjęta do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minewra McGonagall,
zastępca dyrektora
- Co to? Jakiś żart. - zapytała zdziwiona.
- To jest prezent urodzinowy. List z Hogwartu i bilet na pociąg. - odpowiedział ze spokojem. - Też myślałem, że to jakiś żart, ale jednak.
- Ale opowiadałeś, że jest ta szkoła w Salem. Tu, blisko. - mówiła zdenerwowanym tonem.
- No tak, ale z tego co mi na myśl przychodzi, to sądzę, że może to być spowodowane tak zwanym 'prawem krwi'.
-Czym ?!
- 'Prawem krwi'. Chodzi tu o to, że jesteś potomkiem założycielki. Jesteś dziedziczką Ravenclaw.
Gwen padła na krzesło.
- A co z Kapitolem? Przecież oni... nie. - kręciła głową. - To niemożliwe. Nierealne.
- Dlaczego. Kupimy książki różdżkę, kociołek...
- Ale Kapitol? My potrafimy uciec z Panem, ale przecież się dowiedzą. Dożynki! Co wtedy.
- Spokojnie kochanie. Kapitol, owszem, może się zorientować, ale tylko jak nie pojawisz się na dożynkach. A na nich będziesz się pojawiać, bo będę cię ściągał z Hogwartu w odpowiednim czasie. Wszystkiego najlepszego z okazji jedenastych urodzin.
Gwen myślała nad słowami dziadka. Upewniała się w jego przekonaniach. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech:
- To kiedy kupimy różdżkę ?
*
Nadszedł 31 dzień sierpnia. Już jutro miała pojawić się w szkole. Dziewczynka była już spakowana. O czwartej rano wstała i przygotowała się.
- Choć. - powiedział dziadek, trzymając jej kufer w ręku. Zaprowadził dziewczynę w ustronne miejsce w lesie, złapał ją za rękę i teleportował się z nią na dziwną ulicę. Było tam mnóstwo ludzi w tiarach i szatach, wielu z nich miało w rękach różdżki, a dookoła było wiele różnych sklepów.
- Najpierw tam. - wskazał na sklep Ollivanderów. Weszli do budynku, a w progu przywitał ich starszy pan o siwych włosach i miłym wyglądzie twarzy.
- O! Kogo ja widzę?! Jim Clancy i jego wnuczka. Kochaneczka szuka różdżki ? - zapytał.
- Tak. - Jim odpowiedział za wnuczkę i uścisnął dłoń właściciela sklepu. Widać było, że znali się wcześnie.
- No to szukamy. - Ollivander klasnął w ręce i zaczął szperać po przeróżnych pudełkach.
- O ! - krzyknął. - ta może będzie dobra. Idealna dla krukonów.
- Skąd pan wie, że będę krukonką? - zapytała.
- Bo znam twoją rodzinę i wiem, że pochodzisz z rodu Ravenclaw. A tu nie ma bata. Krew wybiera cię do domu. Ale co tam. Weź różdżkę do ręki i wypowiedz zaklęcie Lumos.
Gwen podniosła różdżkę wypowiedziała zaklęcie.
- Lumos. - a różdżka zaświeciła jasnym światłem.
- Idealna.- powiedział dziadek Gwen.
- Perfekcyjną dla niej. - powiedział Ollivander zwracając się do Jima.
Dziadek dziewczynki położył złote monety na ladę, oboje pożegnali się z właścicielem sklepu i wyszli.
- Musimy jeszcze iść do banku Gringotta, bo nie mam już więcej pieniędzy.
Udali się więc do banku pełnego goblinów. Rozglądała się z otwartymi ustami po wielkiej sali. Podeszli na sam koniec pomieszczenia, a Jim wyciągnął złoty klucz na błękitnym łańcuchu. Wręczył go goblinowi stojącemu za ladą. Ten ruszył głową na znak, żeby iść za nim. Jim złapał Gwen za rękę i poszli za goblinem. Wsiedli do wózka i jechali torami wzdłuż przepaści. Dziewczynka wtuliła się w rękę dziadka, gdy tylko na chwilę spojrzała w wielką nicość poza wózkiem. Wreszcie się zatrzymali. Byli w tunelu pełnym drzwi.
- 125. - powiedział goblin do siebie podchodząc do jednych z drzwi. Włożył klucz w dziurkę i przekręcił pięć razy. Wrota otworzyły się, a za nimi było pomieszczenie wypełnione złotem. Złote garnki, kociołki, fiolki, galeony. Jedyne co nie było złote to srebrne sykle. Weszli do środka. Goblin niczym sługa podbiegł do półki na końcu pomieszczenia, wziął coś z niego i podał Jimowi. Były to sakiewki. Jim nabrał w jedną parę garści złotych i srebrnych monet, w drugą włożył parę złotych i kryształowych fiolek. Podszedł do tego samego stołu co wcześniej goblin, położył na nim zbędne sakiewki i wziął w garść coś złotego. Podszedł do wnuczki, klęknął obok nie, sakiewki wypuścił z rąk na ziemię i na szyję dziewczynki założył złoty wisiorek z serduszkiem, na którym znajdował się mały, granatowy brylancik.
- Prue prosiła mnie, żebym to zrobił.
- Babcia... cię o to... prosiła? - zapytała z miłością w głosie.
- Taak. Tuż przed śmiercią. Powiedziała, że tam jest i gdy tu przyjdziemy, mam ci go założyć i prosić, byś zawsze go nosiła. To bardzo stara pamiątka rodzinna. - spojrzał szybko na goblina. - Cyba wiesz, o co chodzi... - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie teraz, dziadku ? - zapytała gdy wyszli z banku Gingotta.
- Teraz po szaty.
Poszli więc do salonu madame Malkin. Potem odwiedzili Centrum Handlowe Eylopa i kupili tam małą sowę dla Gwen:
- Będzie miała na imię Aithusa.
Zajrzeli też do księgarni Esy i Floresy po podręczniki, sklepu z kotłami i lodziarni Floriana Fortescue.. Przeszli przez mur do Dziurawego Kotła i tam spędzili noc.
O dziewiątej pięćdziesiąt przyszli na stację King's Cross. Udali się w stronę muru pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Gdy ludzie byli zajęci pociągiem na peronie dziesiątym, Jim i Gwen szybko przemknęli przez mur i pojawili się na peronie gdzie było wiele ludzi, a na torach stał wielki pociąg.
- To Hogwart Express. - powiedział Jim. - Pomogę ci kochanie z tymi bagażami, a potem wrócę do Panem. Jeszcze ktoś się zorientuje.
- A nikt nie doniesie do Kapitolu ? - zapytała.
- Mieszkamy w wiosce zwycięzców. - zaśmiał się lekko. - Tam są sami lojalni ludzie. A jeśli nawet, to odwiedzasz ciotkę w dystrykcie czwartym. Masz tam nieco lepiej, a i ciocia jest młodsza i lepiej się tobą zajmie.
~*~*~*~
Wszystkich czytelników, którzy załapali się na wersję o "dwunastych urodzinach" bardzo przepraszam. Na myśli miałam oczywiści jedenaste, no bo wtedy dostaje się list. Jak to ja, myślami błądziłam w przyszłości Gwen i zapewne rozmyślałam nad wydarzeniami rok później od tych wyżej przedstawionych. Jeszcze raz za wszystko przepraszam. Nie wiedziałam na czym opierają się wasze "zarzuty" o błąd. No ale cóż- człowiek istotą omylną. Krytykę trzeba przyjmować jako naukę, a czujne oko czytelników na błędy jako pomocne uwagi. Długo szukałam wady i wreszcie znalazłam. Dziękuję za uważne czytanie :) Pozdrawiam ;)
Rozdział bardzo interesujący. Widać, że masz talent. Przyczepię sie jednak - list z Hogwartu dostaje sie na jedenaste urodziny. Tak po za tym to bardzo ciekawy pomysł. Potomkini Ravenlaw to o czymś świadczy :)
OdpowiedzUsuńNo idie czytać kolejne rozdziały :)
Weny Tonks <3
Ale jak ona lepiła bałwana, to miała urodziny. 26 stycznia.
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
Lekko mówiąc zaskoczyłaś mnie. Kapitol? Panem? Hogwart? Nie czytałam jeszcze takiego połaczenia. Dodatkowo sama potomkini Roweny!
OdpowiedzUsuńNo i co do urodzin powinna kończyć 11 lat. Osoby urodzone od np. września 1979 do sierpnia 1980 roku chodzą na ten sam rocznik. To znaczy, ze gdyby ona kończyła 11 lat 26 stycznia to tego samego roku, a nie kolejnego idzie do szkoły.
Lecę dalej.
Croy
Nareszcie znalazłam błąd i wiem czego się czepiacie :D Nie zauważałam, że postarzyłam ją o rok :P Dziękuję za czujność, poprawione.
UsuńOk, ja nawet nie zwróciłabym na to uwagi gdyby nie komentarz u góry. A postarzenie się zdarza, trudno upilnować każdego bohatera ;)
UsuńCroy